Jakby czując na sobie wzrok mężczyzny postać otworzyła oczy ukazując
hipnotyzujący błękit tęczówek. Oczy zaszkliły jej się i odezwała się ochrypłym
głosem.
- Woreczek…
Syriusz spojrzał na nią niepewnie.
Rozejrzał się wokół i zauważył czarną pelerynę w drugim końcu komnaty. Wstał
niepewnie obawiając się, że znów upadnie na kolana. Skrzywił się z bólu, czuł
jakby w jego kolana wbijano setki szpilek. Od wpadnięcia za kotarę nie stał na
twardym podłożu, na własnych nogach. Przezwyciężając ból Syriusz podszedł
powoli do peleryny i zauważył czerwony woreczek. Schylił się po niego, jednak
nawet go nie dotknął. Poczuł nagle znajomą moc przenikającą ten przedmiot.
Wyprostował się i wrócił do leżącego przybysza.
- Jeśli to pułapka Czarnego Pana to chociaż zginiesz ze mną
mądralo – wyszeptał mężczyzna. Chwycił nieprzytomnego i powoli resztkami sił
uporu powlekł go do peleryny. Chwycił za rękę i musnął palcami woreczek.
Poczuł znajomy uścisk w żołądku
Zmaterializował się na podłodze w jakimś obcym domu. W jednej chwili poczuł
jakby jego głowę ściskało imadło, a z gardła wydarł się krzyk bólu i zemdlał.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna wywinął zgrabnie różdżką, a ciało
nieprzytomnego Black’a lewitowało półmetka nad podłogą. Spojrzał jeszcze na
drugą nieprzytomną postać i uśmiechnął się.
- Udało ci się moja droga –
powiedział i odwrócił się idąc w stronę drzwi piwnicy. Drogę jednak zastawił mu
mały zbuntowany skrzat.
- Sir ,a co zrobić z panienką
Canis Minor? – spytał patrząc podejrzanie na mężczyznę.
- Przenieś ją do jej pokoju, a
ja zajmę się Syriuszem.
- Sir ,ale panienka Canis
wyraziła się jasno na temat Sir Black’a. Ona miała go…
- Spokojnie Zgredku na pewno nie
będzie jej to przeszkadzać – przerwał mu w pół zdania mężczyzna, ominął i
zszedł schodami na dół uważając na Syriusza. Skrzat zdenerwował się i podbiegł
do dziewczyny. Wiedział, że ta wpadnie w szał gdy dowie się co zrobił William
Harris. Nie chciała by powrót z Syriuszem tak wyglądał. Znał plan jej powrotu
ponieważ Zgredek był jego częścią. Obszedł niespokojnie wokół ciała dziewczyny
nie wiedząc co zrobić. Spojrzał ze strachem na drzwi piwnicy i znów na Canis.
Wiedział, że nie może tego tak zostawić. Uklęknął przy niej i złapał mocno za
rękę. Delikatnie zaczął ja trząść.
- Panienko Minor proszę, niech
się panienka obudzi! Sir Harris wziął Syriusza! Panienko jest źle! Sir wziął
Syriusza do piwnicy! Musimy pomóc Sir Black! – mówił w panice skrzat. Jednak
dziewczyna nadal pozostawała nieprzytomna. – Głupi, głupi skrzat! Trzeba było
śledzić panienkę, trzeba było z nią być! – krzyknął i uderzył się z całej siły
pięścią w głowę. Wtedy wpadł na pomysł. Teleportował się do jej pokoju,
otworzył dużą wiktoriańską szafę i ujrzał półki pełne różnorakich eliksirów.
Pamiętał jak panienka Minor tłumaczyła mu niedawno jakich eliksirów powinien
użyć by ją wybudzić, uleczyć. Tylko skrzatek nie wiedział co stało się w Sali
Śmierci. Nie wiedział czy panienka Minor oberwała zaklęciem czy zemdlała z
wycieńczenia. Główkując dłuższą chwilę przed szafą zdecydował się na odpowiedni
wariant. Wziął trzy róże buteleczki i wrócił do leżącej na środku pokoju
dziewczyny. Postawił eliksiry koło siebie, odkorkował je i jeden po drugim wlał
po odrobinie w usta Canis. Stanął z boku i wpatrywał się w nią. Ta chwilę
później drgnęła i z jękiem odwróciła się na plecy. Skrzat widząc taką poprawę
od razu podbiegł do niej i z przejęciem relacjonował jej co się stało. W końcu
skończył i pomógł jej stać. Wymagało to nie lada trudu jednak się udało. Canis
stając chwiejnie złapała się za głowę, wciąż twarz miała zasłoniętą przez
włosy. Dzięki czemu uformowała sobie jakby zasłonę dla oczu przed ostrym światłem lamp w pokoju.
Najbardziej bolało ją czoło, a szczególnie miejsce między brwiami. Jakby miała
tam wielką czarną dziurę przewiercającą jej czaszkę. Złapała Zgredka za rękę i
poprosiła by podprowadził ją do lustra. Zrobił to. Dziewczyna wzięła i odgoniła
z twarzy niesforne fale bujnych, czarnych włosów. Spojrzała niepewnie na
siebie, lustrowała powoli każdy fragment swojego ciała, badała i oglądała czy
nie zaszły jakieś zmiany przez rzucone zaklęcie. Miała dwie te same nogi,
trochę obolałe lecz jednak były. W brzuchu dziury nie było , choć poczuła
delikatny głód. Ręce były, włosy wszystkie. Spojrzała jednak baczniej na twarz.
I wtedy to ujrzała. Jej „czarną dziurę między brwiami” miała tam
trzy zakrzepnięte ranki. Dwie poziome linie, a miedzy nimi idealne koło. Było
to niewiększe niż na trzy centymetry jednak bała się ,że to może być jej pieczęć. Jej zapłata za uwolnienie Syriusza z objęć nieprzeniknionej nicości. Pieczęć diabła wyryta na jej czole.
Spojrzała wtedy na Zgredka, puścił jej rękę i stał opodal jej, zakrywał usta
dłońmi.
- Czego się boisz Zgredku?
Przecież to tylko małe skaleczenie, podaj mi ten zielony eliksir. – powiedziała
spokojnie uspokajając również własne rozszalałe myśli. Skrzat podał jej
eliksir, ona przechyliła buteleczkę i upiła połowę zawartości. Uśmiechnęła się
słabo, wiedziała, że ten eliksir pomoże jej szybciej zregenerować siły, tylko
czy zagoi przekleństwo? Tego była pewna – nie. Otrząsnęła się z letargu,
wiedziała ,że nie czas na takie myśli. Musiała pogadać z Syriuszem, a na pewno
musiała pogadać sobie z Williamem. Pobiegła do piwnicy i skacząc co dwa schodki
z hukiem zeskoczyła na sam dół. Ujrzała przywiązanego do krzesła, siedzącego i
szamoczącego się Black’a. Śmiał się perfidnie prosto w twarz Harrisowi. Ten
rozcierał kostki na dłoni i zdenerwowany do granic możliwości wpatrywał się w
więźnia.
- Gdzie jest Grimmauld Place 12?!
– warknął mężczyzna pochylając się nad Łapą.
- Siekiera, motyka, krowa, dupa,
pochowano w szafie trupa! – zrymował Syriusz i buchnął gromkim śmiechem. Will
już w odpowiedzi mierzył pięścią w niego gdy nieznana siła powstrzymała go.
Poczuł się kompletnie pusty w środku, nagle nie mógł się poruszyć. Jakby stracił
własną wolę. Black zaskoczony zlustrował mężczyznę od stóp do głów. Poruszał
tylko oczami, a cały jakby zastygł.
- Harris czyżbyś zapomniał, że
ze mną się nie zaczyna, mi się nie stawia!?! Zapomniałeś jaki był plan?!?
Wydawało ci się ,że jeśli jestem nieprzytomna to możesz sobie pogrywać jak
chcesz!?! – wykrzykiwała Canis. Stała za
Harrisem z ręką wyciągniętą przed sobą. Odwróciła ją delikatnie, a mężczyzna
wyleciał w powietrze i upadł w drugim końcu Sali. Dziewczyna dysząc ciężko ze
wściekłości spojrzała na Syriusza. Ten patrzał na nią z ciekawością i podziwem.
Niesamowicie mu kogoś przypominała. Jednak nie mógł skojarzyć o kogo mu
konkretnie chodzi. Stała samotnie przed nim, wyprostowana i władcza, jednak jej
oczy mówiły mu co innego. Jakby na chwilę pozwoliła mu się poznać. W jej
niesamowicie elektryzujących błękitnych oczach krył się ból samotności,
cierpienie oraz niesamowita chęć zemsty. Burza czarnych fal okrywała jej
ramiona i sięgała, aż do łokci, pełne usta w kształcie serca nawet nie drgnęły,
a smukła, wysportowana sylwetka na pewno kusiła nie jednego. Jednak pomimo, iż
wydawała się kruchą ,małą osóbką było w niej coś niepokojącego, coś co kazało
ci bać się jej mimo tej zdradliwej powłoki.
- Witaj Syriuszu Black. To ja
cię uwolniłam, jednak nie planowałam bić cię i przesłuchiwać jak mój niestety
nieżyjący już kolega. – powiedziała dziwnie spokojnie i spojrzała na mężczyznę
leżącego bezwładnie. Łapa również powiódł za nią wzrokiem i ujrzał dziwnie
powykręcaną postać, skrzywił się z obrzydzeniem i ponownie spojrzał na nią.
- Wiesz jakoś nie boje się
śmierci i kim w ogóle ty jesteś? – spytał z ironią w głosie i wyprostował się
dumnie.
- Jestem Canis Minor –
odpowiedziała, machnęła od niechcenia ręką i wyczarowała sobie krzesło.
Odwróciła je oparciem do Syriusza i usiadła na nim okrakiem. Oparła ręce o ramę
krzesła i położyła na nich głowę. – Jestem Niewymowną, pracuje w Departamencie
Tajemnic. Mam dziewiętnaście lat, moja matka została zamordowana siedemnaście
lat temu za to, że za dużo wiedziała. A domyślasz się przez kogo została
zamordowana?
- Podejrzewam, że przez
Voldemorta.
- Brawo Syriuszu. Jest jednak
pewna niejasność. W tym samym czasie Voldemort mordował rodzinę Potter,
domyślasz się kto innym byłby do tego zdolny? Dam ci podpowiedź, że to nie
śmierciożercy.
- Więc nie wiem, może ktoś z
twojej rodziny? – spytał zbity z tropu Syriusz.
- Miałam jeszcze tylko ojca,
jednak to już sprawdziłam, inaczej już by nie żył. – odpowiedziała uśmiechając
się smutno.
- Więc skąd mam wiedzieć? Po to
mnie wyciągnęłaś? Chcesz mnie zamęczyć pytaniami o kobietę której nawet nie
znam?! Czy może chcesz mnie wykorzystać seksualnie! – krzyknął zdenerwowany
Black.
- Fuj! – krzyknęła zniesmaczona
Canis. – Przypomnij sobie co oznacza moje imię i nazwisko to może dowiesz się
po co tu jesteś…
***
Przepraszam, że miałam takie okropne opóźnienie! Jednak to nie moja wina. Wiem, że każdy się tak tłumaczy, ale to prawda! Mój komputer nawala. Zawiesza się i w ogóle on mnie chyba nie lubi ;/ Więc co miałam natchnienie do pisania to on np. wyłączał mi Worda i nie chciał go ponownie włączyć. Więc nie dość ,że kasował mi dane to jeszcze nie chciał żebym pisała -.-" To pewnie znak, że pierwszy rozdział jest do dupy. Trudno. Wracając do opowiadania. Wiem, że nie dość, że się spóźniłam, to zmieniłam kompletnie rozdział i jego nazwę. Miało być troszeczkę delikatniej, inaczej jednak... Postanowiłam zaryzykować, zresztą tak mnie jakoś natchnęło na mroczniejszy, bardziej drastyczny obraz. Jeśli jest za ostro, lub nie jest ,aż tak źle to piszcie. Później będzie jeszcze gorzej, no i namiętniej ;)